Cześć dziewczyny,
jestem kolejną "ofiarą" Mireny. Postanowiłam się odezwać, bo może dodacie mi trochę wiary i otuchy, że to się wszystko skończy.
Pod koniec października 2024 r. została mi założona Mirena. Oczywiście z polecenia niejednego
ginekologa, bo będzie odpowiednia na moje obfite
miesiączki i
mięśniaki. Zgłaszałam informację, że źle reaguje na hormony, ale zapewniali mnie ginekolodzy, że hormon działa tylko miejscowo.
Zdecydowałam się i to był mój wielki błąd, którego żałuję.
Pierwszy miesiąc był ok, nie zauważyłam nic złego,
libido bardzo wzrosło.
Przed drugą miesiączką zaczęły mi się pojawiać stany lękowe. Jakieś maleńkie obawy rosły do rangi koszmarów, wracały jakieś tematy z przeszłości, dużo się martwiłam. Przeszło jak pojawił się
okres.
To samo przed trzecią miesiączką: natłok myśli, stany lękowe i depresyjne, napady płaczu, czarnowidztwo. Znów jakieś małe niepokoje rosły do wielkich tragedii. Zaczęłam myśleć, że mam chorobę psychiczną. Najchętniej leżałabym w łóżku i patrzyła w ścianę. Dużo szukałam informacji w necie i niepotrzebnie się bardziej nakręcałam. Poszłam do psychiatry, który stwierdził zaostrzenie PMS właśnie przez wkładkę. Przepisał mi antydepresanty, które miałam brać tylko 7 dni przed spodziewaną miesiączką.
Dużo szukałam w internecie i nie jest wiele opisane o skutkach ubocznych, zwykle są one rzadkie. Dopiero jak trafiłam na zamknięta grupę na FB to się okazało, że takich jak ja, jak my jest ogrom! Po trafieniu na grupę okazało się, że mam dużo więcej skutków ubocznych, których nie wiązałam z wkładką. Przytyłam 10kg w dwa miesiące (chciało mi się bardzo jeść), wysuszona skóra, podniesione tętno, wystający brzuch, celulit. Pewnie jest tego więcej.
KA.