Cześć dziewczyny. Może powiecie coś mądrego.
Jestem w pierwszej ciąży, mam blisko 39 lat, na badanie prenatalne zgłosiłam się w 12T3 D ciąży, pani dr stwierdziła jednak, że jest później, bo dziecko ma 69 CRL i niestety 3,7 NT, powiedziała mi, że mam obrzęknięte dziecko, a obrzęknięte dziecko to chore dziecko. Wyszliśmy z mężem załamani, tyle lat starań, a tu szok!
Od razu pojechałam do innego lekarza, po godzinie miałam drugi wynik USG z, którego wynikało, że dziecko ma 61 CRL i 2,4 NT, lekarz oczywiście zasugerował, że nie ma co panikować, tylko poczekać na testy biochemii pappa. Dodam, że mój lekarz prowadzący od razu zasugerował mi zrobienie testów NiftyPro, z uwagi na mój wiek i wiążące się z tym ryzyko. Test wykonałam w 10T4D i wyszedł prawidłowy.
Rozbieżność między dwoma badaniami USG mnie przeraża, rozumiem, że pierwsze na NFZ odbyło się w trybie ekspresowym wręcz, taśmowo 15 min na pacjentkę, mój lekarz poświęcił mi znacznie więcej czasu, ponadto metoda badania była inna (NFZ USG dopochwowe a mój lekarz USG brzucha).
Jak to możliwe, że ktoś to tak przestrzelił, kurczowo trzymam się drugiej diagnozy, bo zwyczajnie mieści się w granicach normy. Mam NiftyPro, z potwierdzeniem niskiego ryzyka wad i czekam na biochemię.
Może miałyście chodź odrobinę zbliżoną sytuację, jak się to skończyło?
Pozdrawiam