11.09.2021 roku miałam robiony zabieg, w karcie ze szpitala mam napisane: "Plastyka tylnej ściany pochwy - nacięcie niepodatnej błony dziewiczej"
Moja błona genetycznie jest bardzo gruba i nie da się jej przebić. Po zabiegu dowiedziałam się, że moja siostra miała to samo ale załatwili jej to jak była małym dzieckiem.
Na zabiegu podali mi tlen, podali mi narkozę i usnęłam. Kiedy pytałam ginekologa co będzie mi robił mówił, że natnie błonę. W internecie było napisane, że całkowicie ją wycinają albo nacinają w literę "X" czy nacięcie oznacza, lekkie nacięcie jej kilku warstw, czy nacięcie jest na wylot? Po zabiegu czułam szwy i wszędzie miałam krew, minął tydzień. Teraz nie boli tylko swędzi, szwy mam rozpuszczalne ale jakby na końcu pochwy, a nie na błonie. Nadal mam błonę i nie wiem o co chodzi... Czuję ją palcami (a jest na głębokość palców) nie czuje tam szwów ani nic, nie czuje żadnej różnicy. Jestem załamana, byłam po zabiegu u ginekologa kilka dni później i zajrzał mi z wierzchu a nie w głąb pochwy i mówił, że wszystko jest okej. Ale on miał na myśli to, że mój facet ma mi ją przebić a on tylko wyznaczył taką linię, albo coś tego typu? Na internecie znalazłam jedno zdjęcie, śmiechu warte.. tyle zajęć opuściłam przez to żeby mi tego nie wyciął? Nie wiem nawet jak zajrzeć samodzielnie do tej błony, nie wiem co robić.. nie chce przechodzić znowu przez to samo żeby partner mi ją przebijał.. Chciałam już mieć problem z głowy. Mam 18 lat i pierwszy raz współżyłam w wieku 15/16 lat i miałam między czasie dwóch silnych partnerów i żadnemu z nich nie udało się jej przerwać. Ginekolog też mówił, że przerwanie jej jest niemożliwe, myślałam że nie ma ona otworów, ale ginekolog mówi że kilka otworów ma.