Dzień dobry!
Parę dni temu byłam u ginekologa na zwykłej kontroli (także po receptę na tabletki antykoncepcyjne). W trakcie badania lekarka wykryła małą nadżerkę i dodała, że "poza tym wszystko jest ok" (brak stanów zapalnych). Zapisała mi metronidazol i gynalgin. Postanowiłam o wszystkim poczytać w Internecie i lekko się stropiłam. Lekarka nie dodała, że istotne jest branie probiotyku w trakcie takiego leczenia (być może to oczywiste, ale nigdy nie miałam problemów ginekologicznych, więc nie było to dla mnie jasne). Ponadto, spotkałam się też z takimi opiniami, że nadżerka nie jest stanem patologicznym i nie trzeba jej leczyć (a ja dostałam aż dwa leki, które podobno znacząco niszczą naturalną florę bakteryjną). Moje pytanie jest zatem takie - czy powinnam zaufać lekarce i brać leki? Podkreślam, że powiedziała że oprócz nadżerki nie dostrzegła nic niepokojącego (sama też czuję się zupełnie zdrowa). Dziękuję za odpowiedzi!